Marsz z kuchni!

Zjadłszy swoje specyjały,
oblizał się nasz kocina
i rzekł: „Jakoś ta nauka
wcale nieźle się zaczyna.
Chwalić Boga, że rodzice
do takiej mnie dali szkoły,
gdzie prócz tańca i jedzenia
obce inne są mozoły.
No, co prawda, już i w domu
do tegom się nie sposobił.
Pytam nawet, niech kto powie,
co ja bym nad książką robił?
Muszę tylko do spiżarni
i do kuchni poznać drogę,
a najpierwszym uczniem w szkole,
na mój honor, zostać mogę!”
Jakoż dobrał sobie Pimpuś
kompanijkę tęgich kotów
i wyprawił się do kuchni,
na naukę dalszą gotów.
Biegną jeden przez drugiego
i dalejże do kucharki:
„A, dzień dobry, pani Piętka!
Przyszliśmy tu zajrzeć w garnki!”
Pani Piętka z wałkiem stała
przy stolnicy pełnej ciasta.
A była to popędliwa
i niemłoda już niewiasta.
Jak zobaczy owe koty,
jak nie krzyknie na nich z góry:
„A leniuchy! A niecnoty!
A marsz z kuchni w mysie dziury!”
Jaki taki, bliższy proga,
umknął zręcznie przed pogonią;
a zaś reszta się spotkała
z pani Piętki twardą dłonią.
Płacze Kizia, Sofinetka,
płacze Pimpuś nasz uczony.
I ze wstydem się wynoszą,
pospuszczawszy w dół ogony.