Finek się obudził. Spojrzał na kurnik. Postanowił, że całej tej sprawy z kogutem płazem puścić nie może. Przecież taki kogut gotów pomyśleć sobie, że pies dostał lanie i schował do kieszeni.
Nigdy!
Wpaść do kurnika i stłamsić koguta porządnie? Na to Finek nie mógł się odważyć. Zbyt dotkliwie czuł jeszcze uderzenia koguciego dzioba!
Ale trzeba mu nagadać! Powiedzieć, co dobrze wychowany pies myśli o tak gwałtownym i niegrzecznym postępowaniu.
Podskoczył więc Finek do kurnika! Trzymał się wprawdzie w przyzwoitej odległości od wejścia! Ale za to naszczekiwał tak groźnie, jak tylko mógł, przez kratę kogutowi:
— Cham, cham, cham! Nie boję się! Nie! Nie! Nie!
Kogut nie zwracał na te powrzaskiwania Finka uwagi. Grzebnął nogą raz, grzebnął drugi i gdaknął na kury.
— Dość tych gadań po kątach! Do ro-bo-ty! Tak, tak, tak!
Finka zabolała ta zatwardziałość serca koguciego.
„Groch o ścianę! — pomyślał. — Nie ma się co z nim wdawać! Idziemy dalej! Świat jest taki ciekawy! Szkoda czasu!”
Szczeknął ostatni raz na cały kurnik! Wyraził najgłębszą pogardę całemu rodowi kurzemu, bo wytarł szybko tylnymi nóżkami, jakby coś zasypywał za sobą.
— Skończyłem z wami! — oświadczył na zakończenie.
I już sunął ku drzwiom w drwalce, która przytykała do spiżarni. Wszedł. Było ciemno. Finek pociągnął nosem.
— Hm, hm! Co to może być? — zastanawiał się.
Rozejrzał się. Zobaczył, że tuż przy ścianie leży Maciuś, ten stary kocur, którego Finek widział już na podwórzu.
„To tak czuć kota? — pomyślał Finek zdziwiony. — No, żeby też można było używać takiego odrażającego zapachu! Kręci w nosie jak tabaka! I zęby od niego świerzbią!” — Co ty tu robisz, stary? — spytał Maciusia.
— Milcz, smarkaczu! Nie przeszkadzaj! — odmruknął Maciuś. — Jeżeli się odezwiesz albo poruszysz, dostaniesz ode mnie takiego klapsa, że ci się rodzona babka przypomni!
Finek nie odpowiedział nic na te niegrzeczności, tylko ciekawie rozglądał się dokoła. Upatrywał, na co czatuje stare kocisko.
Nagle dojrzał dziurę w podłodze. Zobaczył maleńką myszkę. Toczyła się ona jak szara kulka.
Biegała po drwalce. Kołowała. Zmierzała w stronę nory. Wprost w pazury czatującego na nią Maciusia!
— Nie będziesz miał, kocie, tej zabawki! — postanowił Finek. — Mam! Mam! Mam! — szczeknął i skoczył do myszy.
Mysz jednym skokiem dopadła nory!
I przepadła!
Finek osłupiał. Dopiero co była mysz i już jej nie ma! Jakże to się stało?
Przecież był najpewniejszy, że już ją trzymał w zębach!
— Dostaniesz ty ode mnie dobrego klapsa! Nauczę ja cię słuchać starszych! — mruczał gniewnie Maciuś.
Patrzył zjadliwie na Finka i skradał się ku niemu.
— Wcale się ciebie nie boję, ty stara mufko — szczeknął mu w sam nos Finek i wypadł z drwalki na podwórze.
Maciuś wysunął się również z drwalki. Usiadł na słońcu tuż przy progu. Nie spuszczał oczu z Finka, który obskakiwał go, szczekał, przypadał do ziemi, dogadywał przy tym niegrzecznie i nawet zgoła brzydko kotu.
— No i co? No i co? Myślisz, że się ciebie boję? Nie boję się! Nie! Nie! Nie! Ty stara szczotko! Ty łazidachu!
Maciuś ani drgnął. Udawał, że wcale nie słyszy tych psich nagadywań. Patrzył przed siebie. Ale spod oka uważnie śledził skoki Finka.
Zacietrzewiony pies znalazł się nagle tuż przy kocie. Maciuś jednym skokiem dopadł Finka.
Parsknął raz, parsknął drugi. I odskoczył.
Pies poczuł tępy ból w szczękach. Skóra na pyszczku bolała go tak, jakby go kto mocno pokłuł szpilkami.
— Aj! Aj! Aj! Zabił mnie! Zabił! — zaskomlił boleśnie i z podwiniętym ogonem uciekał co sił. Nawet nie obejrzał się za siebie.
— A widzisz? — mruknął za nim Maciuś. — Nauczysz się szanować starszych! Popamiętasz ty mnie, nie bój się!
I jakby nigdy nic usiadł, owinął się ogonkiem. Naślinił mocno prawą przednią łapkę. Zaczął się wycierać po uszach, po pyszczku.
— Ciepło! Dobrze! Słońce świeci! Umyjemy się, a potem spać! — pomrukiwał do siebie.
I skończywszy z głową, zabrał się do mycia boków i puszystego ogona.